Pewnego dnia przychodzi do mnie mama odziana w takie dziwne czarne coś. Ani to sweter, ani to peleryna. Zamiast rękawów ma skrzydła, zamiast piór - sierść. Pytając się cóż to za stwór zza światów na niej przysiadł, otrzymałam odpowiedź, że to przecież świetna narzutka, dopiero co kupiona na meeega przecenie.
Meeega... taaak... - pomyślałam.
"Tylko widzisz..." - kontynuuje mama,
"... bo to trochę bezkształtne jest i jeszcze ta włochata włóczka..." - zawiesiła się, wzięła głęboki oddech i wypaliła:
"... bo mi tu trzeba taką broszkę... ładną... bo jak się zepnę - o tu w pasie - to nawet dobrze wyglądam!"
Naaawet - pomyślałam
"Dobra, w jakich kolorach chcesz tą broszkę?" - uległam.
I tak oto powstała mamina broszka z jaspisem dalmatyńczykiem. Cóż, broszkę mama nosi, nietoperzowego swetra z sierścią - nie.
Piękna, elegnacka koronka:)
OdpowiedzUsuńGdybym ja zobaczyła taką fajną broszkę, też bym nie chciała włochatej narzutki :)
OdpowiedzUsuńJak to się mówi: "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Dzięki bezkształtnej narzutce powstała piękna broszka.
OdpowiedzUsuńDobra historia.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że mama nie nosi narzutki bo ta całkowicie straciła blask w towarzystwie tej pięknej broszki :))) Broszka śliczna.
OdpowiedzUsuńświetna historia :)
OdpowiedzUsuńkażdy potwór wart jest przytaszczenia do domu w imię tak pięknej broszki! :)